Adwent, czyli o porażce czuwania

To mylący banał: adwent jako radosny czas oczekiwania. Ten, kto czeka, tylko przeczuwa radość, a w tym samym czasie trawi go lęk. Czuwać cały czas? Droga do szaleństwa.

Wejście w adwent jest mocne. Wizja roztaczana przez Jezusa brzmi apokaliptycznie. „…wiedzcie, że królestwo Boże jest już blisko. (…) Uważajcie więc na siebie (…), aby was ten dzień nie zaskoczył”. Beznadziejnie łatwo przekuć tę wizję na wezwanie moralne, by oto stale szanować przykazania i trwać w etycznym ideale: „Uważajcie więc na siebie, aby wasze serca nie były ociężałe w skutek obżarstwa, pijaństwa oraz trosk codziennego życia”.

Zbyt wiele razy słyszałem z ambony trop moralny. Podobnie jak opowieść o adwencie jako cukierkowo radosnym czasie oczekiwania na narodziny słodkiego Jezuska. A przecież wezwanie do nieustannego czuwania i ciągłej modlitwy wygląda jak żądanie heroizmu. Mało kto wie o tym tak dobrze jak Jezus. I nie odnosi tego do moralności, ale do życia duchowego.

Kiedy słyszę to wezwanie na początek roku liturgicznego, nie mogę się pozbyć skojarzenia ze sceną z życia Jezusa, która dobitnie pokazuje, jak człowiek jest słaby. W tekstach ewangelii, inaczej niż w roku liturgicznym, czytanie otwierające Adwent (Łk  21, 25-36) niewiele poprzedza zdradę i pojmanie Jezusa. W Getsemani uczniowie nie są w stanie czuwać, o co prosi Jezus, choćby przez tę jedną noc, a nawet przez jedną godzinę. Gdy On oczekuje na swój okrutny los, spędza czas na modlitwie, oni nie potrafią czuwać, zasypiają, choć również mieli się modlić. W skutek tego Judasz bez trudności doprowadza żołnierzy do Jezusa.

A przecież Jezus prosił uczniów, by czuwali i modlili się. „Dlaczego śpicie? Wstańcie, módlcie się, abyście nie ulegli pokusie” (Łk 22, 46). „Wciąż jeszcze śpicie i odpoczywacie?” (Mt 26, 45). „Nie mieliście tyle siły, aby jedną godzinę czuwać ze Mną?” (Mt 26, 40). „Znowu śpicie i odpoczywacie? Dosyć! Nadeszła godzina. Oto Syn Człowieczy zostanie wydany w ręce grzeszników” (Mk 14, 41).

Czuwajcie i módlcie się cały czas… A nie udaje się wytrwać nawet jednej godziny, i to uczniom! Przypowieść o pannach mądrych i głupich wydaje się przy takim punkcie odniesienia opowieścią o ludziach wielkiego rozsądku.

Oczekiwać to czuwać, tak jak oczekuje (czuwa) dobry ojciec syna marnotrawnego. Na czym polega oczekiwanie (czuwanie) pokazuje wskazanie na modlitwę: czuwajcie i módlcie się. Tajemnica modlitwy polega na tym, że tym bardziej jest konieczna, im mniej wartościowa się wydaje. Im trudniej ją zacząć, tym jest istotniejsza. Dobry Ojciec okazał się tym ważniejszy dla syna, im ten dalej się od niego znalazł, jednocześnie będąc stale niesłychanie blisko przez swoją otwartość i gotowość przyjęcia dziecka z powrotem. Ale jakie jest czuwanie Ojca? Radosne? Nie wie, co będzie. Traci coś szalenie cennego, a przyszłość jest nieznana, z pewnością trawią go pod nieobecność syna lęki.

A Maryja? Oczekiwanie kobiety na potomstwo jest stale przemieszane radością i lękiem. Lęk wynika nie tylko z tego, że nie wiadomo jak dziecko się rozwija, nie tylko z tego, że zawsze jest przyjściem Nieznanego, lecz również z tego, że kobieta może przypadkiem skrzywdzić dziecko. Jak wyglądało dziewięć miesięcy Maryi? Czy nie czuła lęku tym większego, że tak wielka obietnica została jej powierzona? Śmiertelność dzieci i matek była przecież wysoka, Maryja była młoda, miała urodzić po raz pierwszy. Musiała się bać i o siebie, i o Jezusa. Radość? Z pewnością była wielka. I z pewnością musiały być w jej życiu dni, gdy lęk gasił tę radość być może do cna.

Tym, co pozwala czuwać i nie zwariować, jest modlitwa. Modlitwa stanowi pomost pomiędzy lękiem i nadzieją, pomiędzy obietnicą i jej spełnieniem, pomiędzy naszymi marzeniami i naszymi słabościami.

Oczekiwanie i modlitwa są nierozłączne. Bez modlitwy popadlibyśmy w szaleństwo, w religijny fanatyzm lub moralny oderwany od miłości rygoryzm. Wezwanie adwentowe jest inne.

Adwent jest czasem duchowego porządkowania własnych lęków i nadziei. Czuwanie, które jest zadaniem chrześcijanina, musi być czuwaniem modlitewnym, a więc przemieniającym od wewnątrz. Tylko wewnętrzna gotowość na przyjście Nieznanego pozostawia człowiekowi wolność. Inaczej popadamy w spirale lęków lub chorobliwych imaginacji.

Ile wytrzymam? Jedną godzinę? Zawsze mogę zacząć od nowa. A zaczynając, mieć w głowie pytanie nie o to „ile” wytrzymam, ale „jak” czuwam.