Zaczynasz budowę domu? No to znalazłeś nowe, obowiązkowe hobby! Przygotuj się na setki godzin spędzonych przed komputerem, setki godzin rozmów ze znajomymi, setki godzin na wyszukiwanie właściwego projektu, itp. W moim przypadku trwało to dwa lata – z dzisiejszej perspektywy nie był to czas stracony, choć można było spędzić go ciekawiej.
Na etapie projektowania, przyjąłem kilka żelaznych założeń, których efektem miał być dom funkcjonalny i oszczędny w eksploatacji – do tych „extrasów” należało automatyczne sterowanie ogrzewaniem, wentylacją i urządzeniami elektrycznymi, zdalny monitoring domu i okolicy, rekuperacja z gruntowym wymiennikiem ciepła (GWC), klimatyzacja i jeszcze parę innych elementów, które wpadły mi w oko w trakcie planowania.
Potem nastąpiło zderzenie z rzeczywistością, mówiąc dokładniej z zawartością portfela. Zaczęło się dostosowywanie planów do realnych możliwości i w efekcie z pierwotnych założeń pozostał tylko jeden temat, z którego nie zrezygnowałem, czyli wentylacja mechaniczna z rekuperacją.
Po upływie kilku lat, uważam, że był to dobry wybór – jeśli jeszcze raz podejmować miałbym taką decyzję, zrobiłbym to samo – trudno mi wyobrazić sobie dom bez wentylacji mechanicznej.
Skoro klamka zapadła i zdecydowałem się na budowę instalacji wentylacyjnej, zacząłem szukać odpowiedniego rozwiązania. Niestety, w pierwszej dekadzie XXI wieku wykonawcy posiadali niewielką wiedzę na ten temat, a samo słowo rekuperator było często traktowane jako obelżywe.
Całe szczęście, że istniały już fora dyskusyjne, na których można było poczytać o pionierskich doświadczeniach z placu budowy i z eksploatacji centralek wentylacyjnych.
Pierwsza rzecz, o której się pisze i mówi, to oszczędności na etapie budowy – że np. nie trzeba budować kominów, okna nie muszą posiadać wywietrzników, itp.
Moim zdaniem to mit! Jeśli chcesz mieć kominek w domu i oczywiście piec c.o., to w większości wypadków z żadnego zaprojektowanego komina nie zrezygnujesz. Podobnie z oknami – w tej chwili wiele firm w standardowym wyposażeniu dodaje wywietrzniki czy innego rodzaju rozszczelnienia, zatem korzyść finansowa żadna.
Jedyny element, na którym można zaoszczędzić, to dachowe wywietrzniki wentylacyjne – nie musisz ich montować, więc parę stówek można na tym zyskać.
Reasumując:
– jeśli zdecydujesz się na wentylację mechaniczną, nie licz na znaczące oszczędności na etapie budowy – w większości przypadków, ew. obniżenie kosztów budowy nie zrekompensują kosztów zakupu rekuperatora (nie mówiąc już o całej instalacji).
Przystępując do wyboru rekuperatora, przyjąłem następujące żelazne założenia:
wydajność centrali = kubatura pomieszczeń mieszkalnych (+/- 20%),
jak najmniejsze zużycie prądu, czyli oszczędne silniki na prąd stały (DC) i brak prądożernego systemu antyzamrożeniowego.
Dodatkowo reku miało posiadać timer do programowania obrotów, wydajny wymiennik, przystępną cenę i oczywiście ładny wygląd, który zrobi wrażenie gdy będę się tym cudem chwalił znajomym
3-4 lata temu, na rynku był zdecydowanie mniejszy wybór rekuperatorów niż dzisiaj, ale nie znaczy to że miałem łatwo…
Na allegro i u instalatorów królowały centrale o niezbyt wydajnych wymiennikach krzyżowych, ale nie to było odstraszające. Natomiast deklarowany pobór mocy był taki, że na myśl o rocznym zużyciu prądu, włosy stawały dęba na głowie. W tym towarzystwie Brink Renovent wydał mi się mega wypasioną limuzyną. Nie był tani, ale gdy sobie skalkulowałem, że różnica zwróci mi się po 2-3 latach użytkowania, nie namyślałem się długo.
Co prawda dla oszczędzenia prawie 1000 PLN zrezygnowałem z programowalnego timera (zawsze można sobie wstawić sterownik do gniazdka z kastoramy za 25 PLN ) , ale poza tym wszystkie warunki ten reku spełniał.
Przy wyborze centrali nie kieruj się jedynie deklarowaną wydajnością i sprawnością centrali. Sensowniej jest kupić jednostkę mniejszą i nawet o mniejszej sprawności, ale za to bardziej oszczędną w eksploatacji.
Skoro rekuperator już wybrałem, to przyszła pora na pozostałe elementy maszynerii, czyli kanały wentylacyjne.
No i kolejne zagwozdki! Czy przewody elastyczne, czy rury z kwasówki, czy może PCV? Czy zatrudniać fachowców, czy wykonać instalację na własną rękę? Hmmm…
Ponieważ byłem na etapie wykończeniówki, każda złotówka była naprawdę na wagę złota, wybrałem wariantself-service, czyli „zrób sobie dobrze sam”.
Dla bezpieczeństwa zamówiłem projekt instalacji, a jakże, za chyba za 2 czy 3 stówki, ale w praktyce okazał się instrukcją, jak nie robić kanałów . Na zwrot kasy już nie liczę…
Skoro zamówiony projekt okazał się nic nie wart, znów usiadłem do internetu i excela i sobie narysowałem i policzyłem czego mi potrzeba… Zdecydowałem się na sporo droższy wariant budowy instalacji na bazie skrzynek rozdzielczych – droższe w wykonaniu (dużo większa długość przewodów wentylacyjnych), ale za to obarczone małym ryzykiem nieprawidłowego działania.
Jeśli chodzi o kanały, to wybrałem wariant eco: tam gdzie kanały musiały być zabudowane zastosowałem PCV – brałem pod uwagę też rury z blachy ocynkowanej, ale przeważyła łatwość samodzielnego montażu oraz prostokątny przekrój łatwiejszy do ukrycia. W miejscach „luźnych”, ale niedostępnych dla oczu położyłem rury Sonoduct, czyli elastyczne przewody aluminiowe w otulinie z wełny mineralnej.
Po kilkudniowych przygotowaniach, nastało parę dni wytężonej pracy i instalacja była gotowa!!!
W końcu nadszedł dzień ZERO! Podłączenie i uruchomienie centrali.
I tutaj rozczaruję sceptyków – żadnych sensacji! Centralka odpaliła bezproblemowo i bezszelestnie. Oczywiście w sypialni nie proponowałbym montażu, ale w szafie w holu jak najbardziej. Na pierwszym biegu (100m3) zastanawiałem się czy działa. Dopiero włączenie 2 biegu przekonało mnie, że coś się w środku dzieje. Na „trójce” szum powietrza jest już słyszalny, ale bardziej hałasuje u mnie piec CO.
Centralę uruchomiłem i zadowolony spocząłem na laurach! Niestety umknął mi jeden zasadniczy szczegół. Widziałem, że rekuperator potrzebuje odprowadzenia skroplin – dlatego tymczasowo podstawiłem pod niego niedużą tackę – nie podejrzewałem jednak, że będzie ich aż tyle (a była zima)!!! Skończyło się na sporej powodzi i na szczęście tylko na przemalowaniu ściany (miałem szczęście, że nie zamokła mi rozdzielnia elektryczna).
Same ochy i achy! Reku działa bez zarzutu. W pierwszym sezonie non-stop ustawiona wymiana na 200-300m3/godz. – celem wyciągnięcia wilgoci, co w ścianach siedziała. Anemostatów praktycznie nie regulowałem (dzięki skrzynkom rozdzielczym).
W kolejnych sezonach wygląda to mniej więcej tak:
– zima: w nocy pierwszy bieg czyli ~100 m3/godz, w dzień drugi bieg ~170 m3/godz., Przy mrozach obniżam ustawiam również 1 bieg w dzień. Na początku podchodziłem z nieufnością do limitów Polskiej Normy, że na jednego domownika potrzeba 20-30m3/godz., ale praktyka pokazuje, że tak można bez utraty komfortu .
– lato: odwrotnie niż zimą – w nocy 2 albo 3 bieg (200-300m3/h), żeby choć trochę wychłodzić pomieszczenia, za to w dzień przy dużych upałach ~100m3/h.
Oczywiście nie żałuję przewymiarowania centrali – w przypadku gotowania, zmywania podłóg oraz większej liczby gości, ustawienie wymiany na MAX daje oczekiwane rezultaty.
Czy jestem zadowolony z wentylacji mechanicznej? – Zdecydowanie tak!
Dlaczego? Wentylacja mechaniczna spełniła moje oczekiwania: działa przez cały rok niezależnie od temperatury zewnętrznej, nie wymaga jakiś specjalnych zabiegów (poza okresowym czyszczeniem filtrów), w domu nie ma wilgoci, a nieprzyjemne zapachy szybko uciekają na zewnątrz. Dotychczasowe doświadczenia z użytkowania wentylacji grawitacyjnej powodują zgoła odmienne wrażenia – działanie jej zależy od warunków atmosferycznych (działa najbardziej wtedy, kiedy nie potrzebujemy, czyli zimą), nie ma równomiernej wymiany powietrza w całym mieszkaniu, a jesienią i wiosną suszenie prania trwa wieczność.
Oczywiście nie jest to tania przyjemność, ale w końcu kiedyś klimatyzacja w samochodach była szczytem luksusu, a teraz to norma. Człowiek się do dobrego szybko przyzwyczaja!